Żłobkowe rozterki

by - 10/01/2020

 


 
Cześć!
Dzisiejszy post będzie typowo macierzyński. Chciałabym napisać o trudnościach powrotu na ścieżkę zawodową po urlopie macierzyńskim - zwłaszcza w sytuacji takiej, jak moja, czyli braku pracy po tym urlopie. 
Pierwszą trudnością była chyba ogólnie ujęta niewiedza. Los postanowił nas jeszcze "dopieścić", w związku z czym Paweł razem ze mną szukał pracy. Nie wiedzieliśmy które z nas ją znajdzie najpierw, w jakich będzie godzinach, jaką będziemy mieli płacę. Przed końcem mojego urlopu Paweł wyjechał za granicę na miesiąc, abyśmy mieli jakieś oszczędności. Wtedy też zarezerwowaliśmy miejsce w żłobku dla Zoi. Tutaj także nie wiedzieliśmy jak to będzie z miejscami w żłobkach we wrześniu, dlatego postanowiliśmy mieć w zanadrzu cokolwiek.
To "cokolwiek" okazało się strzałem w kolano, głównie w momencie, w którym oboje zostaliśmy zatrudnieni. Ja pracuję od 6:00, Paweł od 7:00, a żłobek... najwcześniej otwarty od 7:30... Nasze wpisowe oczywiście przepadło i zostaliśmy w sytuacji bez wyjścia. Pozornie. Postanowiłam zadzwonić do żłobka, w którym kiedyś pytałam o wolne miejsca, ale ich nie było. Okazało się, że 1. września jedno dziecko przechodzi do przedszkola, więc zwolni się dokładnie jedno miejsce. Kilka godzin, kolejne wpisowe zapłacone, umowa podpisana. Z jednej strony odetchnęłam z ulgą.

PIERWSZY ŻŁOBEK - 3 DNI ADAPTACJI
Na podstawie tego doświadczenia uważam, że adaptacja bez wydłużania czasu pobytu dziecka w żłobku jest nie efektywna (oczywiście w przypadku naszej Zojki, z każdym innym dzieckiem może być inaczej). W każdy z tych trzech dni Zoja spędziła w żłobku dokładnie godzinę. I z każdym dniem było gorzej. Mogło być też tak, że "ciocie" nie przypadły jej do gustu. Ostatniego dnia miałam duże wyrzuty sumienia odbierając ją całą zapłakaną, z czerwoną buzią i spuchniętymi oczkami... I przyznam się szczerze, że to był drugi powód, który utwierdzi mnie tylko w sensowności zmiany placówki.

DRUGI ŻŁOBEK - 4 DNI ADAPTACJI
Pierwszego dnia udało mi się zaprowadzić ją osobiście. Była tam godzinkę. Kiedy po nią przyszłam była zapłakana, ale to, co zobaczyłam - szczerze upewniło mnie, że zmiana żłobka to był dobry wybór. Była wtulona w "ciocię", a nawet nie chciała się od niej oderwać, kiedy inna powiedziała jej, że mama przyszła! Dopiero kiedy usłyszała mój głos to wyciągnęła ręce do niej. Czułam, że jest tam zaopiekowana i otrzymuje tyle czułości, ile potrzebuje w trudniejszych momentach. Kolejnego dnia została już na 2 godziny, odprowadzona i odebrana przez moją kuzynkę. Znowu trochę płakała, ale momentami dołączała do zabawy z dziećmi i było lepiej niż dzień wcześniej. Kolejną rzeczą, która upewniła mnie, że nasza decyzja była słuszna, były... smsy od "cioć" ze żłobka! Siedząc w pracy na szkoleniu i głowiąc się co tam u niej, czy wszystko okej, otrzymanie takiej wiadomości ze zdjęciem to nieopisane uczucie!

Kolejnego dnia spędziła tam już 4 godziny i wnioskując po kolejnych zdjęciach od "cioć" było dużo lepiej!


I ostatniego, czwartego dnia adaptacji, została sama na 6 godzin - odprowadzona i przyprowadzona przez Babcię. Następnie przyszedł weekend odpoczynku od żłobka i od poniedziałku ruszyliśmy już z docelowymi godzinami pobytu Zojki w żłobku. Trochę się obawiałam, ale ten mały skurczybyk, mimo że jeszcze malutki i wrażliwy, świetnie się tam odnalazła!

MOJE GŁÓWNE ZMARTWIENIE: SAMODZIELNOŚĆ
Zoja nie może mieć w żłobku swojego kubeczka z rurką na picie ani butelki z mlekiem, które jeszcze pije przed drzemką. Panie w żłobku chciałyby także, aby potrafiła samodzielnie jeść. Oczywiście na razie jej pomagają, ale kładą duży nacisk na samodzielność w tym temacie. Kiedy to usłyszałam i zaczęłam o tym myśleć - naprawdę się przestraszyłam. Jednak kiedy przegadałam sprawę z Pawłem i kilkoma mamami, które były lub są w temacie, trochę mi przeszło. Zoja nie jest niejadkiem. Uwielbia próbować nowych rzeczy i w ogóle bardzo lubi jeść - więc to jeden wielki plus w tych warunkach. Jeśli nie poradzi sobie sztućcami - zje wszystko rączkami, więc przestałam się o to zamartwiać. 
Wrzucam ten post w etykietę "zlobek", ponieważ na pewno jeszcze nie jeden w tej serii się pojawi. Kolejny planuję napisać za jakiś miesiąc, opisując jak nam ten czas minął i jak dajemy radę. ;) Mam w planie także opisać na co powinniśmy zwracać uwagę przy wyborze żłobka, bo to jak my wybraliśmy pierwszy - było chyba najgorszym sposobem z możliwych, haha.

 Dajcie znać jeśli macie jeszcze jakieś pytania!
Buziaki :-*

PS. Ten post napisałam w pierwszym tygodniu uczęszczania Zojki do żłobka. Od tamtej pory minął miesiąc. W następnym poście dowiecie się czy/jeśli tak, to co się zmieniło odkąd Zoja przebywa między dziećmi każdego dnia; jak u nas z odpornością; czy Zojkson nie chodzi głodna?:o - i wiele innych rzeczy, które przyjdą mi do głowy w trakcie pisania. :D


You May Also Like

1 komentarze

  1. Super, że Zojka się względnie dobrze zaaklimatyzowała. To musiało być dla Ciebie trudne patrzeć na nią taką zapłakaną

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każde napisane słowo !♥
Thank You for every written word !♥